środa, 23 listopada 2016

Dieta cud :)

    Dziś kolejny post o tym do czego zmotywowała mnie moja córka - a mianowicie do wzięcia się za siebie. Nie ukrywam, że przed ciąża miałam już lekka nadwagę przy moim wzroście (a jestem kurduplem - 162 cm) no i niestety ciąża też pozostawiła mi parę pamiątek m.in. rozstępy :( i kilka dodatkowych kilogramów...Nie będę ściemniać, że moja waga to wina złych genów czy ciężkich kości :) po prostu za duże żrę a za mało się ruszam... W zasadzie od zawsze mam raczej siedzącą pracę. Pomimo obsługi klientów, przyjmowania towarów itp, tego ruchu było jednak zdecydowanie za mało. Nie umiałam się absolutnie zmobilizować do ćwiczenia po pracy bo i tak padałam na twarz...Z tym jedzeniem to też różnie u mnie bywało bo w zasadzie to ja dużo nie jem w ciągu dnia ale za to wieczór... Ech chipsy, paluszki, piwko czy winko z mężem i jakiś film - no i mam miłość męża a w gratisie brzuszek i cellulit ;)
    Córkę urodziłam w czerwcu i wiadomo, że nie forsowałam się tak od razu bo to moje pierwsze dziecko i mam nadzieję, że nie ostatnie więc chciałam żeby wszystko ładnie wróciło do normy. No i troszkę przeciągnęłam to wracanie do normalności...Zamiast chudnąć i pozbyć się chociaż tego co mi pozostało po ciąży to się zasiedziałam... Zazdroszczę mamom, które chodzą na długie spacery z dzieckiem i dzięki temu łatwiej wracają do normy. Moja niestety nie lubiła wózka od początku...Spacer to była istna mordęga dla niej i dla mnie...Pierwsze 3 minuty ogarniała co się dzieje ale jak już się zorientowała, że jest w wózku i idzie na spacer to był ryk - 20-30 minut...Czasem się zastanawiałam skąd ona ma tyle siły, że płacze i płacze...Jak w końcu padała ze zmęczenia i usypiała to pospała 20-30 min i szybko musiałam wracać żeby się znów nie rozpłakała...Wyobraźcie sobie jakiego buraka miałam na twarzy za każdym razem jak ktoś mnie mijał i widział, że nie umiem ogarnąć swojego dziecka...Ale miałam dwa wyjścia - nie wychodzić w ogóle albo wychodzić i czekać aż się przyzwyczai do wózka...Na szczęście ten etap mamy za sobą i Emilka chętnie wychodzi z mamą na dłuższe spacery - ona pośpi a ja pospaceruje dla zdrowia i kondycji :) 


    Niestety spacery to za mało więc postanowiłam zacząć ćwiczyć - nadmienię, że nie ćwiczyłam do tej pory w ogóle. Jedyna aktywność jaką lubię to rower i zanim zaszłam w ciążę jeździliśmy z mężem codziennie po 13-15 km ale wiadomo przyszła zima potem brzuch był za duży i nie jeździliśmy. Inny sport? Hmmmm nawet w liceum migałam się od biegania więc do tego nie przekonam się nigdy a więc fitness :) Niestety mieszkam na lekkim zadupiu więc wszędzie mam daleko a jeszcze trzeba coś zrobić z małą. No to pozostaje mi ćwiczenie w domu - może z jakąś znana twarzą co by mi było miło, że taka znana i lubiana :) Chodakowska - za ciężka - myślała, że umrę w połowie, Mel-B w miarę ok - za krótko żeby stwierdzić czy pomaga, Lewandowska - nie podobają mi się tej karate akcje w każdych treningach ale jak na razie najlepiej ćwiczy mi się z nią. No cóż na efekty trzeba będzie poczekać - a szkoda bo chciałoby się już już szybciutko wskoczyć w mniejsze spodnie albo chociaż w te sprzed ciąży...
    Kolejna sprawa - dieta. Zawsze stosowałam tę najpopularniejszą - dietę CUD: żryj ile chcesz a jak schudniesz to cud ;) Jak już pisałam w zasadzie nie jem dużo bo chodząc do pracy czasem zapominałam zjeść przez cały dzień. Wiem, że niezdrowo ale czasem zapominałam i już. Wracałam do domu głodna jak wilk i wtedy jadłam - o 19-20 obiad, chipsy, fast foody - byłam szczęśliwa, najedzona i coraz grubsza...Obecnie staram się jeść jak i moja córka co ok 3h korzystając z diety 1500 kcal. Zobaczymy jak mi pójdzie bo założenie jest ambitne - 10 kg w dół. 
    Emi mnie motywuje bo w czasach gdzie dzieciaki potrafią być naprawdę okrutne dla innych nie chcę żeby śmiali się z niej że ma grubą mamę - a tak serio chodzi przede wszystkim o zdrowie. Człowiek otyły choruje na rożne dolegliwości związane z nadciśnieniem, problemami z nerkami, sercem już nie wspomnę o poruszaniu się czy zwykłych czynnościach domowych. Wiem bo w mojej rodzinie są osoby otyłe i widzę jak wiele wysiłku kosztuje ich nawet założenie butów. Dlatego aby nie zapuścić się jeszcze bardziej działam póki mam czas :) A najważniejsza w tym wszystkim jest systematyczność i dobre nastawienie. Ćwiczę dopiero 2 tygodnie a mój mąż mówi że już widzi efekty - szkoda, że waga nie :) Dla mnie najważniejszą sprawą było przekonanie samej siebie, że ćwiczenie może sprawiać mi radość a nie jest tylko bolesnym elementem utraty wagi. I powiem Wam - udało się. Jak zdarzyło mi się, że nie poćwiczyłam z jakiegoś powodu to miałam wyrzuty sumienia i jakoś źle się czułam, że nie ćwiczę. Także grunt to odpowiednie nastawienie i przekonanie do tego co robimy :) A efekty - kiedyś będą i to będzie największa nagroda. 
    W kolejnych postach podzielę się z Wami informacją jak walczę z cellulitem i rozstępami... Buziaki :*
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz